środa, 11 stycznia 2012

Tradycyjnie i zdrowo - zwyczajne mielone w modrym towarzystwie :)

Naszła mnie refleksja kuchenna, a jakżeby inaczej! W naszych kuchniach, smakach, restauracjach i dietach panują bardzo różne mody. Od kuchni chińskiej, przez włoską, tex-mex, sushi, 5 przemian, organic i eko, a raczej "eco"... Fajnie. Każda inspiracja wzbogaca. "Zostań wege na 30 dni". Ok, fajnie też. Tylko po co, skoro mamy nasze polskie, tradycyjne smaki?...
I dzisiaj było tradycyjnie właśnie. No, może z lekką kulinarną perwersją ;)



Mielone kotlety z marchewką

ok. 600-700g świeżej wieprzowej szynki
1 jajo
1 marchewka - to właśnie ta perwersja :)
1 średnia cebula
2-3 ząbki czosnku
czubata łyżka majeranku
czubata łyżka otrębów lub kaszki lniano-owsianej
sól, pieprz

Mięso mielimy za pomocą maszynki do mięsa (jeden z moich ulubionych kuchennych sprzętów - poczciwy Zelmer; nie uznaję innego mielonego mięsa). Cebulę też można zmielić razem z mięsem lub pokroić w drobną kostkę i dodać do mielonego. Marchewkę obieramy i ścieramy na grubych oczkach tarki. Dodajemy marchewkę do mięsa, podobnie, jak przeciśnięty przez praskę czosnek, przyprawy i otręby, które u mnie z powodzeniem zastępują tradycyjną bułkę pszenna namoczoną w wodzie lub bułkę tartą. Wyrabiamy wszystko dokładnie najlepiej ręką, formujemy zgrabne kotleciki i obsmażamy z obu stron na rozgrzanym oleju. I teraz tajemnica mojej babci Heli: kotletów nie smażymy, ale obsmażamy i zalewamy wodą do 3/4 ich wysokości; przykrywamy i dusimy na wolnym ogniu przez około 15-20 minut. Takie kotlety są zawsze miękkie, nigdy nie są niesmacznie spalone ani twarde. No i mamy pyszny sosik do polania samego mięsa lub np. ziemniaków. 
Takie kotlety czasem przygotowuję z indyka. Czasem w wersji sauté, czyli tylko z solą i pieprzem. Czasem dodaję mieloną czerwoną paprykę. Czasem roztartą kolendrę, kumin rzymski lub estragon...

Dzisiaj kotletom na talerzu towarzyszyły ziemniaki z wody, gotowany brokuł i surówka z czerwonej kapusty według mojego taty. Rodzice, czyli my, zjedli wszystko. Starsza, choć w przedszkolu pełen obiad i podwieczorek, wcięła kotleta z brokułem i wyjadła surówę. Młoda pochłonęła z mojego talerza (i widelca) ziemniaka z brokułem. I po co komu gotowe słoiczki dla niemowląt i wyparzane specjalne miseczki?...

Czerwona kapusta według Taty

1/4 główki czerwonej kapusty
1 łyżka octu
pół jabłka
pół niedużej cebuli
dobry olej, np. z pestek winogron lub rzepakowy
cytryna lub ocet winny
sól, cukier, pieprz

Kapustę szatkujemy i gotujemy w wodzie z dodatkiem octu przez 15 minut. Po odcedzeniu i ostudzeniu kapusty dodajemy do niej starte na tarce jabłko, pokrojoną w kostkę cebulę, olej, sól, cukier i pieprz oraz skrapiamy octem winnym lub cytryną. Mieszamy i gotowe!

A po obiedzie był nawet czas na Gwatemalę Bella Carmona... Z dripa, bo czekamy wciąż na dostawę ziaren do espresso :)


W następnym odcinku będzie może wreszcie coś o moim chlebie, który wielbię i uwielbiam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz